Myślała, że może wszystko –
że może bezkarnie mącić, siać niepokój
że jest silniejsza nawet od nadziei
że na niej się świat kończy
że niby ma być horyzontem, perspektywą.
A tu nic z tych rzeczy –
Najpokorniejszy wyszedł jej na spotkanie
zadał jej śmierć
odebrał moc
obezwładnił
zamknął jej usta.
Przez chwilę uwierzyła w swoje zwycięstwo –
kiedy Zwycięzca wisiał martwy
nie wiedziała, że to początek
jej końca
że z tej największej śmierci
wypłynie największe życie.
Wierzga czasami jeszcze, ale to i tak na nic –
gdzie jesteś, o śmierci?
gdzie jest twe zwycięstwo?
cisza
nie ma
nie może być
i Bogu dzięki.
Wobec powyższych faktów –
uprzejmie uprasza się
ażeby śmierć
niezmiennie zajmowała
należne sobie miejsce.
A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane:
Zwycięstwo pochłonęło śmierć.
1 kor 15.54-55