Wracamy z drogi krzyżowej. Pieszo przemierzamy centrum Krakowa. Fajne uczucie maszerować środkiem ulic, które na co dzień zatłoczone są tramwajami. Mijamy klaszczących Libańczyków, tańczących Argentyńczyków, Hiszpanów robiących falę korowodowi radiowozów. Policjanci próbują zachować poważną twarz, ale pod naporem życzliwości kapitulują i kąciki ust podnoszą się również im.
Wsiadamy w końcu do autobusu. Spotykamy starszą panią na wózku niepełnosprawną intelektualnie i opiekującą się nią siostrę zakonną. Opowiadają jak dobrze im tu i ile Europy już wspólnie zwiedziły. I że mimo wieku czują się młode, więc te dni są rzecz jasna również dla nich. To były dwie najradośniejsze twarze, które dziś spotkałem.
Ja wiem, że tłumy i momentami niewygodnie, że ulice poblokowane i ścisk w autobusach. Ale gdyby nie ten ścisk, to pewnie poszedłbym na drugi koniec autobusu, usiadł wygodnie i pominął radość, która mnie spotkała :) A tego bym nie chciał :)
Wśród rozpychających się łokciami pielgrzymów wypatrujcie radości; albo innych niespodzianek; gdzieś tam są pochowane; niczym pokemony.
po śdm
Pielgrzymi wyjechali. Kraków wrócił do swojego porządku. Jadę nocnym tramwajem. Przedział pusty. Ulice puste. Już nie ma ścisku. Nikt nie pyta o drogę. Ciszę przecinają co 2 minuty mijające nas taksówki.
Mimo, że wokoło pusto, to mam wrażenie jakby wszystko było napełnione. Jakby pielgrzymi, którzy jeszcze kilka godzin temu tu byli, wszędzie coś pozostawili. Jakby nie dali rady zapakować całego dobra i miłości, które otrzymali. Powysypywało im się w drodze na dworzec czy lotnisko.
I tak porozsiewali dobro gdzie popadnie: w tramwajach, na chodnikach, w miejscach gdzie spali, w ludziach, u których gościli, w motorniczych, taksówkarzach. Pewnie przeczuwali, że część osób wyjechała z Krakowa na czas ŚDM i jak wrócą, to oni również mogą tego bardzo potrzebować.
Jakiś taki fajny ten Kraków teraz.