Podobno najszczęśliwszy zawód świata, to pilot. Podobno dlatego, że większość czasu spędza w słońcu. Wylatuje na przykład taki delikwent z deszczowej Brukseli, w 2 minuty przecina chmury, kolejne dwie godziny grzeje się w słońcu, bach, i ląduje w pochmurnej Warszawie. I cieszy się, uśmiecha szczerze do pasażerów, mówiąc: Thank you Sir! Have a nice day!
O, albo taki nie-pilot, też najszczęśliwszy zawód. Wstaje rano, nie ma siły na nic. Sięga po Słowo. I grzeje się taki delikwent w świetle Prawdy. Później spacerkiem dociera na mszę i teraz już z źródłem światła przebywa twarzą w twarz. To nawet bliżej jak pilot. A później (bywa też tak), że Światło zamieszkuje w nim samym. Wystarczy, że podejdzie i powie amen.
Tak blisko ze Światłem, to chyba nawet astronauci nie pracują. A tu masz, taki nie-pilot tak ma.
Piloci i nie-piloci mają najlepiej. Najszczęśliwsze zawody. Tak mi się to jakoś jasno dziś klaruje.
Powstań! Świeć, bo przyszło twe światło.
Dobry reminder! Dzięki :)
PolubieniePolubienie