Zdawać by się mogło, że wolności nie da się usłyszeć. Nie da się jej zbytnio ubrać. Ani w słowa, ani w smaki, ani w dźwięki. A tu dziś zabrzmiała. Po raz kolejny zresztą. Co za dźwięk. Taka niby nieuchwytna, przekraczająca wszelkie pojęcie. A tu proszę – od czasu do czasu, przybiera bardzo konkretną formę. Ma swój wyraźny smak. Słychać ją dobrze. Nie da się jej pomylić z jakąś podróbką. Nie jakieś tam ideologizowanie, czy inne dysputy. Wolność.
Nawet jeśli by się zgodzić – ktoś pomyśli – z takim faktem, toż to drogi produkt musi być. I pewnie dla wybranych tylko, wtajemniczonych. A tu cenna zapłacona. Najwyższa z możliwych co prawda, bo krew musiała zostać przelana. Najwspanialszego z ludzi i Boga jednocześnie. Ale cena zapłacona za każdego. Możemy sięgać, śmiało śmiało. Wolność dostępna na wyciągnięcie serca, przez wiarę. Na proste i szczere pragnienie do Tego, który dobrze wiedział, że swoimi siłami nie sięgniemy po nią. Za wysoko. Nie damy rady. Zapłacił więc swoim sercem. Byśmy byli wolni w Nim.
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus.