Po raz dziesiąty wyruszyłem w drogę. Po siedmiu dniach pielgrzymowania doszliśmy do Częstochowy.
Tydzień marszu prostował moje pokręcone myśli. W tym roku droga uczyła mnie rytmu. Przekonywała, że nie warto biec za szybko, bo kolejnego dnia zabraknie sił. Nie warto się też zatrzymywać, bo traci się łączność z ludźmi i zostaje w tyle. Trzeba iść spokojnym tempem, krok za krokiem, myśl za myślą, blisko ludzi.
Droga przyniosła wiele trudnych pytań, na które nie znam odpowiedzi. Przychodziły z różnych stron. Pokręcone historie ludzi, pokręcone dylematy we mnie. Z każdym dniem było ich coraz więcej.
W końcu, na mecie, wszystkie one zbiegły się w jedno miejsce – przed obraz Tej, która z matczynym pokojem i niewzruszoną pewnością wskazuje delikatnie na owoc żywota swojego.
Jezus
To On jest odpowiedzią. Z takim doświadczeniem wracam. Stojąc w tłumie, w dusznej kaplicy okraszonej złotem i najprzeróżniejszymi różańcami trudno jest uwierzyć w tak prostą odpowiedź. Wydaje się ona niewystarczająca. A przecież On jest wystarczający.
Po spotkaniu z Nim, każde pytanie znajduje wyjaśnienie, nabiera właściwych proporcji. I ostatecznie On sam przekonuje mnie, że ja również jestem wystarczający, i że z Nim jestem w stanie rozplątać każde zaplątanie.