Dziś rozpoczyna się w Kościele katolickim Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Wczoraj miałem przyjemność i przywilej zjeść śniadanie z chrześcijanami różnych wyznań. Z braterskim podziwem słuchałem Romka – pastora protestanckiego Kościoła zielonoświątkowego. Jego miłość do Boga i fascynacja Bożym Słowem rozpaliły moją wiarę. Potrzebujemy siebie nawzajem.
Nie może oko powiedzieć ręce: «Nie jesteś mi potrzebna», albo głowa nogom: «Nie potrzebuję was». Raczej nawet niezbędne są dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem (1 kor 12.21-23).
Pragnienie jedności płonie w sercu Boga. On sam jest jednością i stworzył nas na swój obraz. Dążenie do jedności nie jest więc opcją, ale naturą chrześcijanina.
Doświadczenie miłości Boga otwiera serce człowieka i jego ramiona na innych. Nie da się tej siły zachować tylko dla siebie, schować do szuflady. Jezus otworzył ramiona na krzyżu i pozostawił je otwarte na wieki. A przecież miał taką moc, by z krzyża zejść i powiedzieć: „Dość! Są jakieś granice miłości”. Na krzyżu złamał mur, którym jest wrogość, nieufność, nieprzebaczenie.
Jedność rodzi wiarę, a brak jedności ją krępuje, podważa, gasi. Jezus pragnął jedności swoich uczniów po to, aby świat w Niego uwierzył, poznał Go (por. J 17.21). Od poziomu jedności zależy skuteczność głoszenia Słowa. Może to właśnie brak jedności sprawia, że nasze świadectwo wiary jest tak często nieautentyczne, nieprzekonujące?
W dzisiejszym drugim czytaniu Paweł i Sostenes piszą..
..do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana.
Łaska wam i pokój.