„Cezarowi co cezara – bo żyjemy w świecie,
a Bogu co należy do Boga – bo nie jesteśmy stąd.”
Pobielane groby – jak sam ich nazywał – z zamarzniętą twarzą. Bali się Go jak ognia, bali się, że ożyją? Wysłali więc uczniów. Podchwyćmy go w mowie! Przyłapmy na słowie.
Ale na początku tak nie było. Na początku było Słowo – Bogiem i u Boga. A potem? Potem były pełne zaufania rumieńce. I zachwyt. I długie spacery, bardzo, bardzo dobre.
Nie trwało to wiecznie. Od jego podszeptu wyblakło nam serce. Skąd on się tam wziął? Ktoś go pytał o zdanie? Łapał Boga za słowo: Czy rzeczywiście tyle wam obiecał? Wierzycie mu jeszcze?
Dopiero ogień, ogień Słowa życia, przerwał długą ciszę. Paraliż milczenia. Strawił śmierć i bezsens. Słyszysz? To otwarte serce zaprasza po więcej.